Forum Saint Seiya Strona Główna Saint Seiya
Forum poświęcone mandze M. Kurumady
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Saint Seiya- wojny bogów

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Saint Seiya Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lea_1109
Bronze Saint
Bronze Saint



Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Omegi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:33, 06 Kwi 2010    Temat postu: Saint Seiya- wojny bogów

Każde bóstwo posiada swą świątynię, a każda świątynia posiada swego kapłana. Dawno temu kapłani byli boskimim łącznikami między światem bogów a światem ludzi. Przekazywali ich wolę, dawali błogosławieństwo, przypisywano im nadnaturalne moce i poważano ponad wszystko. Dawno temu jeden z bogów zesłał na ludzi kataklizm, jednak znaleźli się ci, którzy postanowili bronić ludzi. Toczono długie walki, podczas których kapłani prowadzili swe weojska przeciwko bogu, chcącemu zniszczyć ludzkość. W końcu jedna z ostatnich kapłanek wraz z resztą bogów zapieczętowała ludobójcę. Aby chronić świat przed możliwością powrotu tyrana powołała do życia strażników pokoju, Wojowników Ejrene, do których należeli ludzie o najczystrzych sercach. Lata mijały, kapłani odeszli w zapomnienie, a zbroje przepadły bez wieści.
Ta historia rozpoczyna się w dniu, gdy świat stanął w obliczu zagłady i gdy w końcu zdecydowano się donaleźć ostatnią z kapłanek tego świata- kapłankę Ateny.
Aiolia wstał tego dnia całkiem wcześnie jak na niego. 5.00 nad ranem nie była jego ulubioną porą, ale dręczyły go dziwne przeczucia, dzięki którym sen tej nocy stał się praktycznie niemożliwy. Leo ziewnął przeciągle i wyprostował się. Nastawił zbolałe mięśnie karku, po czym zauważył, że w kierunku jego świątyni podążał Aldebaran.
- Co się stało Aldebaran? Też masz kłopoty ze snem?- Aldi zmierzył go dość srogim spojrzeniem, po chwili dając upust swemu zdziwieniu.
- Co? Aiolia, to ty nic nie wiesz? A może zapomniałeś? Rycerz byka patrzył na tępy wyraz twarzy Lwa. Nagle Aiolię jakby olśniło.
- O....O....O rany, to już dzisiaj? Kiedy przybędą?! Brak snu, zrekompensowany został tak ekscytującą informacją, że Aiolia praktycznie zapomniał o wszelkich dolegliwościach.
- Prawdopodobnie.... za jakąś...- urwał patrząc na zegar świątynny... za jakąś...
- Za jakąś godzinę powinnyśmy być na miejscu- powiedziała dziewczyna o długich do ziemi srebrnych włosach. Podekscytowanie tą wieścią widoczne było w jej błękitnych oczach, w których radośnie zaczęły tańczyć dwa ogniki. Czterodniowa przeprawa przez greckie góry miała w końcu dobiec końca.
- Rany, czemu ja daję ci się ciągać na drugi koniec świata, przez chaszcze, przełęcze i inne dziwne miejsca- zajęczałą idąca kilka metrów za nią dziewczyna o rubinowych oczach i białych niczym śnieg włosach sięgających kolan. Była niższa od swej towarzyszki, jednak tak samo jak ona ubrana w strój podróżniczy.
- Nie marudź wytrzymałyśmy dwa tygodnie, to nie dasz rady jeszcze godziny? A może wymiękasz? Niepodobne do Ciebie Anko.Zmierzyła ją wzrokiem pełnym dezaoprobaty, po czym parsknęła śmiechem, nie mogąc utrzymać podniosłego tonu swej wypowiedzi.
- Nie wkurzaj mnie Luna! Jeszcze zobaczysz, że ci się odwdzięcze, za wszystkie odciski, których się dorobiłam, dzięki tej wycieczce. Krzyknęła, po czym kilkoma susami, pospieszyłą, by dorównać kroku koleżance. Skakała lekko i daleko, niesiona jakby wiatrem. Nie sprawiało jej to najmniejszego problemu.
- Podziękujesz mi na miejscu. Jeśli mnie dogonisz, na swoich krótkich nóżkach. Powiedziała śmiejąc się dziewczyna próbując uciec goniącej ją Anko.
- Z tym nie bęzie problemu, patyczkowata żyrafo! Powiedziała rozbawiona Anko. Lubiła droczyć się z Luną. Obie nawzajem motywowały się i wspierały już od 10 lat. KIlka skoków w górę, kilka chwil zabawnego pościgu wystarczyło. W końcu dotarły do celu. Stały na skalnej półce a kilkaset metrów pod nimi rozciągał się widok zielonej doliny, któa nagle urywała się z jednej strony otoczona pasmem gór, a z drugiej morskim wybrzeżem. Świątynne miasto wraz z 12 domami Zodiaku powoli budziły się do życia skąpane w delikatnym świetle poranka.
- W końcu, to tu. Świątynia Ateny. Dziewczyny spojrzały na siebie zadowolone. Udało im się samodzielnie dotrzeć do miejsca, o którym słuchały od dzieciństwa. Dokonały tego, czego pragneły od dawna. Delkatny wietrzyk bawił się ich włosami. Napawały się tym widokiem, chłonąć każdą chwilę z zachwytem.
- Idziemy? Zapytałą Luna niepewnie.
-Jasne- z ochotą odpowiedziała Anko.



1. Pierwszy krok: Udowodnij swą wartość.

Zbliżało się południe. Anko i Luna powoli zbliżały się do miejsca spotkania, wyznaczonego im przez wyrocznię z Sammos. Pola treningowe znajdowały się w południowej części Świątyni. Minęły 3 godziny, odkąd pierwszy raz ujrzały miasto. Robiło się coraz cieplej, a mocne, greckie Słońce stawało się coraz mniej znośne.
- Ale grzeje- Anko zakrywając dłonią oczy spojrzałą w jego kierunku.- Eh, a mam przeczucie, że to nie koniec niespodzianek na dzisiaj.
- Może masz rację. A tak wogóle, to jak myślisz, ile nas będzie?- Luna snuła różne domysły na temat liczby i miejsca pochodzenia osób mających kandydować na Rycerzy Świątynnych.
- łeee. Nie jestem pewna. Pewnie sporo, skoro to tak niesamowicie ważne stanowisko- trzy ostatnie słowa Anko wyakcentowałą z taką aluzją, że Luna znowu odczuła, jaką dezaprobatą dziewczyna traktowała Atenę i zgromadzonych w świątyni Rycerzy. Nie miała jej jednak tego za złe. Wiedział, że ona sama namówiła ją do tego, by była jej towarzyszką i partnerką w trakcie podróży i szkolenia. Anko zgodziła się, gdyż w tamtym czasie obie cudem uniknęły śmierci i obie zostały same, nie mając nikogo poza sobą.
- Dziekuję- szepnęła pod nosem Luna. Anko ledwo dosłyszała słowa przyjaciółki, jednak także uśmiechnęła się do siebie. Gdy obie dziewczyny dotarły na szczyt przeżyły szok. cały plac zapełniony był kandydatkami i kandydatami mającymi rywalizować z nimi o miano Rycerzy Świątyni. Tylu osób ani jedna , ani druga nie spodziewały się na pewno, a tym bardziej nie spodziewały się tego, że większość z nich przybędzie wraz ze swymi mistrzami. One przybyły samotnie, nie miały ze sobą skrzyni ze zbrojami, a ich nietypowy wygląd przykuwał uwagę. W jednym momencie tysiące par oczu spoczęło na nich.
- Luna, też masz dziwne wrażenie, że wszyscy się na nas gapią- powiedziała nieco skrępowana Anko delikatnie przybliżając się do niej.
- EE... trochę chłodna atmosfera co?Powiedziała lekko zarzenowana Luna.- Może lepiej chodźmy, gdzieś się schować. Usiądziemy z boku i przestaną się na nas gapić.
- He mie nie zależy. Niech się gapią, ale usiąść, to z chęcią usiądę. Powiedziała Anko, po czym pewnym krokiem ruszyłą w stronę ocienionych krakami Jaśminu pozostałości starego muru. Luna wykonała kilka kroków, gdy jej wzrok zetknął się ze wzrokiem pewnego młodego mężczyzny o długich, granatowych włosach i oczach czerwonych niczym maki. Te oczy z dziką wrogością wpatrywały się w nią. Jego towarzysze patrzyli na nie podobnie. Dziewczyna o fioletowych włosach, ściętych przed ramię i zasłoniętych ustach oraz chłopak o ciemniejszej karnacji, ścięty na punka, z oczami rozjuszonego tygrysa. Choć kontakt wzrokowy z nimi trwał tylko chwilę, to był bardzo wymowny dla dziewczyny. Nie chcąc jednak zwracać na to większej uwagi, bez słowa podąrzyła za Anko. Obie przywędrowały z daleka, ale nawet w ich kraju ich wygląd budził sensację. Tym razem było tak samo. Więc czemu czuła się tym faktem zażenowana? Nie umiałą sobie odpowiedzieć. Może powinna przestać się przejmować? W końcu Anko szybko przestała się przejmować. Mała wojowniczka podeszła do sterty ocienionych kamieni. Zatrzymała się na chwilę przed nimi i westchnęła.
- Mam to zrobić?- zapytałą Luna wyczekująco.
-Ze zrobieniem sobie miejsca do siedzenia jeszcze sobie poradzę- powiedziała Anko niechętnie machając ręką. Sterta kamieni pod wpływem energi jej cosmo zamieniłą się w wyprofilowaną, , zdobną, kamienną leżankę, na której obie z chęcią usiadły.
- Haaa, jak dobrze dać odpocząć nogom. Prawie miesiąc podróży. Nieźle, zważając na odległość. Obie zdjęły z nóg ciężkie, stalowe ochraniacze, które pomagały im w przemieszczaniu się przez góry.
- rany, miałam wrażenie, że do nich przyrosłam. Obym za szybko nie musiała ich spowrotem nakładać.

Zlot kandydatów był cały czas obserwowany. Kilkadziesiąc metrów powyżej nich para szafirowych oczu czujnie spoglądała w ich kierunku.
- Czy to była jedyna możliwość- powiedziała młoda kobieta trzymająca berło w dłoni.
- To jedyne wyjście, by po cichu wybrać najodpowiedniejszego kandydata Ateno- odpowiedział Wielki Mistrz.
- Jest ich tak wielu- Saori patrzyła na niezliczone rzesze zgromadzone nisko w dole. Z tej wysokości ludzie byli kolorowymi kropkami, któe od czasu, do czasu zminiały swe położenie.
- Ale pośród nich na pewno znajdzie się ta dwójka, któa przejmie brzemię kapłastwa. Wieki Mistrz mówiąc to począł iśc w kierunku wyjścia z Papieksich Komnat.- Już czas Ateno.
-Tak. Powiedziała dziwczyna, podążając w ślady za Mistrzem. Wiedziała, że kwestią utrzymania równowagi i spokoju w świecie ludzi jest odnalezienie kapłanki, mającej pośredniczyć między bogami a ludźmi. By brzemie nie ciążyło tylko na jednej osobie młoda bogini zdecydowała się uczynić to stanowisko koligacyjnym i wybrać na nie dwoje najodpowiedniejszych ludzi.

-EEEE- zaczyna mi się powoli mudzić- zajęczała Anko. Ale przynajmniej jest chłodniej. Powiedziałą, leniwie przeciągając się.
-Wytrzymamy. Luna Siedziałą pochylona opierając podbródek na dłoniach. Swoje łokcie opierała na kolanach. Dziewczyna seidząć delikatnie tupała nogą. Siedziały bezczynnie od ponad 3 godzin, a czekanie stawało się coraz bardziej uciążliwe. Nagle coś się zmieniło. Luna usłyszała szelest wydobywający się z pomiędzy gałęzi. Obróciła się delikatnie i przez moment wydawało jej się, że ujrzałą parę bladoniebieskich, wielkich oczu. Jednak chyba było to tylko przywidzeniem, gdyż nim zdążyła mrugnąć oczy zniknęły.
- Dziwne, chyba mam omamy- zamruczła do siebie Luna pocierając znurzone oczy wierzchami dłoni.
- Hej chyba coś się tam dzieje. Powiedziała Anko wskazując na grupkę ludzi, którzy zaczęli skupiać się w jednym miejscu. Pomruki i szepty stawały się coraz głośniejsze.
- Choć, zobaczymy co się dzieje. Powiedziała Luna, po czym zaczęła iśc w kierunku zgromadzenia.
-No i koniec siedzenia. W końcu coś zaczyna się dziać. Powiedziała wstając i udając się za przyjaciółką.
Ludzie tłoczyli się dziwnie, kierując wzrok ku wejściu do 12 domów. Grupa była jednak zbyt liczna, by cokolwiek można było przez nią zaobaczyć. Mimo, że Luna nie należała do ludzi niskich nawet stając na palcach nie mogła wyraźnie dojrzeć źróła tak licznego zainteresowania. Luna poczuła nagłe szapnięcie. To była Anko, któa pociągnęła ją za rękę ratując przed stratowaniem przez nadbiegających rycerzy.
- Zobacz- powiedziała Anko wskazując przewaloną kolumnę, na której mogły stanąć dla lepszego widoku. Bez słowa obie wykonały zgrabny skok na nią. gdy obie przyjrzały się ponownie wejściu. Naprzeciw półkola utworzonego przez grupę stali Brązowi Rycerze oraz straż świątynna wraz z Ateną i Wielkim Mistrzem. Luna na pierwszy rzut oka dostrzegła niezwykłość wcielenia Ateny. Niesamowicie piękna, z potężną, majestatyczną aurą i obliczem o przychylnym uśmiechu.Mimo pozornej delikatności biła od niej siła i dostojność.
- Phi! Wygląda jak słodka barbi. Już jej nie lubię- stwierdziła Anko. Luna poczuła się zażenowana tym stwierdzeniem i ze zdziwnieniem popatrzyła na przyjaciółkę. Ta z deezaprobatą wpatrywała się w Atenę.
- Anko, nie możesz tak mówić, możliwe, że będziemy jej służyć. Anko cisnęła w sobie przekleństwa wszelkiej maści na samą myśl o takiej możliwości, ale powstrzymała się od głośnego wypowiedzenia ich.
- Wiem, co nie znaczy, że muszę ją specjalnie lubić. Lunę rozbawiło to stwierdzenie. Spojrzała na Rycerzy z brązu.
- Andromeda, łąbędź, smok, pegaz....hm brakuje mi jednego z nich. Ciekawe, gdzie jest fenix. Zaczęła zastanawiać się Luna.
- EEE.. kto go tam wie- powiedziała rozkładając ręce Anko. -poza tym....
- Witajcie rycerze przybyli z daleka. Rozpoczął Wielki Mistrz. Dziękuję, że tak licznie przybyliście do naszej świątyni. Oto dziś rozstrzygnie się los was wwszystkich. To dziś wybierzemy 24 kandydatów, którzy przez pół roku szkoleni będą na rycerzy świątyni. Wyboru dokonamy na podstawie waszych teraźniejszych umiejętności.
- Teraźniejszych umiejętności..., co to znaczy,... o czym oni mówią- zewsząd podniosły się niespokojne szepty.
- No nie,- Anko domyśliła się o co chodzi- nie mówcie mi tylko, że...
- Jeszcze dziś odbędzie się Wielki turniej, na którym wyłonimy 24 najlepszych zawodników, którzy trafią pod protekcję złotych rycerzy i pod ich okiem przez następne miesiące będą się szkolić i przygotowywać do przejęcia roli kapłana. Wiemy, że łącznie przybyło was tu 1536. Dlatego dobierzcie się w dwuosobowe drużyny. Walczyć będziecie na 12 stadionach. Na każdym walczyć będą 64 drużyny pod okiem jednego ze złotych rycerzy. O wschodzie Słońca ogłosimy wyniki waszych pojednynków.
- Chwila moment- odezwała się młoda wojowniczka w masce zwieńczonej symbolem wilka. Jej postura i kolor skóry wskazywały na Skandynawskie pochodzenie- Z tego co mi wiadomo, dziewiąty dom, dom Strzelca pozbawiony jest opieki, więć, kto będzie szkolił uczniów, którzy do niego trafią?
- Tego dowiecie się później. Na razie dajcie z siebie wszystko. Udowodnijcie swą wartość. Atena będzie obserwować was cały czas. Niech pomyślność wam sprzyja. Podzielcie się na drużyny. Generał Alard wskarze wam stadion, na którym będziecie walczyć. Zaczynamy! To mówiąc, zaróno Wielki mistrz, jak i Atena zniknęli.
- Rany nie dość, że przebyłyśmy szmat drogi, to jeszcze teraz będziemy musiały walczyć z nimi o stołek. Boooosko. Ale przynajmniej rozprostuje kości. Anko zeskoczyła zgrabnie z kolumny, po czym przeszła kilka kroków i obejrzała się na Lunę- idziesz, czy nie? Musimy skopać tyłki kilkorgu cwaniczkom. Luna uśmiechnęła się, po czym dołączyła do Anko. Podziwiała w swej towarzyszce od dawna umiejętność nie prejmowania się i swobodnego podchodzenia do takich spraw. Luna wiedziała, że nie będzie lekko, ale była pewna, że większość pojedynków będzie tylko formalnością.

2. Trzy, dwa, jeden... Wygrywa...
Zgłosiły się jako jedne z pierwszych. Adler losowo wybrał plac ich pojedynku. Przydzielono je na stadion dziewiąty- Stadion Strzelca. Anko i Lunie zapadło w głowach pytanie młodej wilczej wojowniczki,, Kto będzie sędzią, skoro dziewiąty Gold saint nie żyje?". Powoli kroczyły w korowodzie pozostałych rycerzy i wojowników prowadzone w kierunku stadionu. Był to olbrzymi plac, otoczony ścianami zdobionymi symbolami 12 konstelacji zodiaku. ponad portalem prowadzącym do wnętrza areny wznosił się posąg mitologicznego strzelca odlany ze złota. wewnątrz budowla robiła niemniejsze wrażenie. olbrzymie znicze trzymane przez kobiece posągi rozgraniczały kolejne sektory widowni, która ze spokojem mogła pomieścić 10 tysięcy osób. Ponad placem boju górował obszerny balkon, na którym siedział gotowy do sędziowania protektor stadionu. Okazało się, że był to Shion- były rycerz Barana i dawny pop świątyni Ateny. Jego czyny owiane były legędą, której wielkość nie zmalała mimo upływu 243 lat. Sam Shion wyglądał, jakby od tamtej pory nie postarzał się nawet o dzień. Siedział dostojny, z poważną miną, ubrany w biały, jedwabny, świątynny uniform .Gdy ujrzał, iż wszyscy zawodnicy są na stadionie wstał i powitał ich. Po czym dał sygnał do rozpoczęcia zawodów. Reguły były proste. Wygrywa drużyna, której zawodnik dłużej utrzyma się na nogach. Co zdziwiło wszystkich, kazano im walczyć bez urzycia świętych zbroji. Jedyne, czego mogli używać, to ich moce i lekkie pancerze.
Minęlo kilka godzin. Niektóre pojedynki trwały krótko ,inne rozwijały się strasznie wolno, jakby nigdy nie miały zamiaru się skończyć. Anko znudzona opierając się plecami o nogi Luny obserwowała widowisko z przymrużeniem oka, nie odpuszczając sobie komentarzy co do zabawniejszych sytuacji. Luna jednak nie dosłyszała wielu z nich. Ukradkowo spoglądała to na walczących, to na siedzącego kilka rzędów dalej chłopaka o granatowych włosach i jego towarzyszkę, którzy tak wrogo patrzyli na nie kilka godzin wcześniej. Dziewczynę zastanawiało, skąd mogła go znać. Czuła już kiedyś jego aurę, ale nie umiała skojarzyć ską.
- Daj spokój. Nie patrz na niego- powiedziała Anko wyrywając ją z przemyślań- jeśli przyjdzie nam z nimi walczyć, to będziemy. Na razie nie prowokuj go. On czuje, że cały czas patrzysz w jego kierunku. Będzie dobrze- powiedziała prostując ponad głowę lewą rękę z wyciągniętym małym palcem. Luna uśmiechnęła się , po czym splotła swój mały palec z jej. To był symbol ich obietnicy. Obietnicy, którą złożyły sobie dawno temu ,, Wytrwamy, bo mamy siebie". Obojętna zwykle Anko delikatnie uśmiechnęła się pod nosem. Po czym umośliwszy się lepiej na nogach przyjaciółki obserwowała walki.
- Kolejny pojedynek. Luna z Oxarafos i Anko z Oksarafos przeciw Sabban i Desh Awami z Qom. Brzmienie grodu, który zniszczono 6 lat temu wprawił wszystkich w osłupienie. Oxarafos położony w Islandii było niegdyś wspaniałym miastem, które swą wielkością i potęgą dorównywało Atenom. Było jedyną, zieloną i słoneczną enklawą, gdzie panowały umiarkowane warunki.Jego mieszkańcy sprzeciwiająć się pozostałym grodom czcili bóstwa Grecji, za co spotkała ich domniemana kara. Ich miasto zostało zrównane z ziemią z woli bogów. Jakże jednocześnie bliscy i jednocześnie dalecy od prawdy byli ci, którzy w to wierzyli. Wszyscy myśleli, że nikt nie ocalał, a zaskoczenie związane z widokiem dwóch mieszkanek tego miasta było niemałe. Sam Shion , co nie zdarzyło się dotąd, poruszył się z zaciekawieniem przyglądając się Lunie i Anko.
Przeciwnikami Luny i Anko dwaj młodzieńcy pochodzący z irańskiego miata. Mieli na sobie lekie skórzane pancerze. Ich ciała zdobiły arabskie tatuarze. Pierwszy z nich, ostrzyżony na krótko, z orlim nosem i czarnymi niczym skrzydła kruka oczami usbrojony był w bicz, który zwinięty nosił u swego boku. Drugi, wyższy od niego, z prostym nosem, lekkim zarostem i równie ciemnymi oczami nosił u boku arabski, krótki miecz.
- Nie jesteśmy tu po to, by zważąć na maniery, moje delikatne kwiatuszki. Zależy nam tylko i wyłącznie na wygranej. Powiedział właściciel miecza. Także, nie martwcie się, nie będziecie cierpieć długo. to mówiąc wyjął swój miecz.
- he- zaśmiała się pod nosem Anko. Jak na razie jedynym i ostatnim co u nas ucierpi będą nasze uszy, bo Twoja paplanina jest zbędna i nie na miejscu. Odszczeknięcie podziałało od razu. Chłopka zrobił się czerwony jak burak i ledwo co powstrzymał się od tego, by nie uderzyć przed rozpoczęciem pojedynku.
- hee. Widzę Sabban, że to białe cudo, byłoby niezłą niewolnicą u nas w kraju. Z chęcią posmakowałbym jej gorącej krwi. Chciaż, jej koleżąnka, też jest całkiem, całkiem- Powiedział Desh Awami. Trochę oberwie, to straci rezon. Mała sekutnica- odpowiedział Sabban.
,,rany, trochę za dużo gadają" pomyślała Luna, której gry słowne tamtej dwójki zaczęły powoli przeszkadzać.
Shion, delikatnie skinął dłonią dając tym samym znak do ataku. Dwoje Arabów ruszyło od razu. Sabban szaleńczo szybkim atakiem rzucił się na Anko, która niczym kamień stojąć w miejscu spokojnie przyglądała się jego atakowi. Dash Awami rozwinął pejcz i ruszył w kierunku Luny, która z zaplecionymi za plecami rękoma, nawet nie drgnęła.
Gdy przeciwnik wycelował w nią ostrze i zaatakował, Anko wyginając się w tył uniknęła ataku, a oparwszy się rękami o ziemię wymierzyła potężnego kopniaka prosto w brodę Sabbama. Chłopak rażony siłą uderzenia przeleciał kilkanaście metrów wbijając się w ścianę naprzeciw Anko.
Gdy pejcz miał uderzyć Lunę na wysokości szyji, dziewczyna jednym szybkim ruchem chwyciła go i gwałtownie szarpnąła, sprawiając, że młody Arab niespodziewanie szybko został przyciągnięty ku niej. Luna drugą wolną dłonią chwyciła go za ramię i wprawiaj ąć go w obrót omotała go jego własnym biczem. Dash Awami runął na ziemię związany niczym młode prosię podane na stół. Walka skończył się natychmist. Sabban nieprzytomny, wbity w ścianę i Dash Awami uwiązany i nie mogący się oswobodzić.
- To było żałosne- stwierdziła Anko schodząć z areny. Luna tylko westchnęła na potwierdzenie. Rzeczywiście ten pojedynek nie był wart nawet najmniejszego zachodu z ich strony. Ich kolejne walki rozgrywały się podobnie. kilka uników, kilka ciosów i po walce. Tak potoczyły się 4 kolejne walki. Aż w końcu zostały tylko one i dziwny gość z rana. Luna i Anko uważnie obserwowały jego walki. Był niezwykle brutalny. Nie bał się używać siły. Wszyscy, którzy z nim walczyli ledwo wyszli z pojedynków z życiem.
Stało się to, czego obawiała się Luna. One i tamtych dwoje stanęli naprzeciwko siebie. Rozpoczęła się walka finałowa.
-Luna i Anko z Oxarafos przeciwko Audariusowi i Xernis z Grimsey. Walka finałowa. Luna zaczęła się denerwować. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że już kiedyś spotkała tego chłopaka. Nieznajomy patrzył wprost na nią. Nie słyszała co powiedział, ale szepnąć coś do swej towarzyszki. Ta tylko przytaknęła mierząc srogim spojrzeniem Anko. Anko nie podobał się jej wzrok. W oczach skakały jej iskierki cosmo. Dziewczyna wiedziała, że trzeba na nią uważać. Silna energia uwalniana przed obydwoje wskazywałą, że ten pojedynek, to nie będą przelewki. Szykowałą się ostra jatka.
- Zaczynajcie. Shion machnął ręką. Gdy to zrobił Audarius nagle zniknął i natychmist znalazł się za plecami Luny. ,,Cholera, szybki jest", pomyślała, uskakując w bok.
- Uważaj!- Krzyknęła Anko. Xernis zaatakowała Lunę od tyłu.
- Co się dzieje? nadal boisz się walki dziewczynko? Powiedział chłopak. ,,Ten głos" Lunę nagle olśniło. to był on.
- Może to wróci ci pamięć- znalazł się tuż przy jej uchu. luna zablokowała atak ręką. Skórzany naramiennik pod wpływem uderzenia chłopaka wzmocnionego przez magię jego cosmo rozpadł się na dwie części. Na policzku dziewczyny pojawiło się sporych rozmiarów rozcięcie. przypomniała sobie, to było wtedy...
,,... Nie zabiję cię. Nie zasługujesz na śmierć. Pokonany chłopak o granatowych włosach leżął na ziemi ze sporym rozcięciem na lewym policzku. Był wyczerpany.- po prostu poddaj się. Wygrałąm. Zbroja Kasjopeji jest moja... to mówiąc powoli zaczęła iść w stronę emitującej silne cosmo zbroji. Jej oponent nie miał siły się podnieść.- taki pomiot jak ty nie ma prawa ze mną wygrać! Wrzasnął Audarius. Po czym rzucił się na Lunę atakująć od tyłu. Atakując w amoku nie myślał logicznie. Luna powaliła go za pomocą jednego uderzenia. Chłopak nie miał siły się podnieść. Jedyne co usłyszał, od niej to ,, Wybacz". Tak skończyła się ich walka o zbroję Kasjopeji... ".
- To ty wtedy ze mną walczyłeś.! Wedy na obrzeżach Caranei!
- Dokładnie. Nie zapomniałem ci tego mała heretyczko. Długo szykowałem się na ten monment. Coprawda już częściowo wynagrodzono mi moje krzywdy. Zbiegiem okoliczności miałem niebywałą przyjemnośc oglądać śmierć waszego miasta.
Anko i Lunę zmroziło.
- Co? Coś ty powiedział? W Anko zawrzało.
- Ciekawie było patrzeć jak wasi ludzie giną w nierównym pojedynku. Ah upajałem się tym widokiem. Uśmiech na jego twarzy gdy o tym opowiadał doprowadził Anko do szewskiej pasji.
- Ty bydlaku! Nie daruję! Białowłosa z szybkością światła rzuciła się w jego kierunku, jednak Xernis szczerząć się w pełnym pogardy uśmiechu skontrowała jej atak. Obie odskoczyły na bok, co chwilę ścierając się ze sobą.
- Mała Oxarafos tak łatwo wytrącić was z równowagi. Powiedzieć wam o radości z zabijania waszych braci a od razu dostajecie świra. Xsernis mówiła to nie przestając się szczerzyć.
- Bez żadnej winy. Warknęła Anko.
- Co, możesz głośniej?- szydziła z niej młoda Islandka.
- Ci ludzie byli bez żadnej winy. A ty bezkarnie mówisz o tym, jaką radość przyniosło ci ich zabicie!?- Anko aż zatelepało z wściekłości. Z taką beszczelnością nie spotkała się od dawna.- Nie wybaczę ci! Wrzasnęła, po czym Unosząć dłoń i zataczając nią krąg wykrzyczała ,, Blody Justice"!
Za plecami dziewczyny pojawiłą się krwistoczerwona mandala z celtyckimi znakami, które głosiły. ,,Tylko sprawiedliwy uniknie cierpienia". Anko wskazała na Xernis i 14 ciosów padło w najważniejsze punkty witalne przeciwniczki. Xsernis odrzuciło kilka metrów do tyłu. Po ataku nie było ani jednego śladu z wyjątiem małej rysy na napierśniku wojowniczki. Po chwili dziewczyna zaśmiała się.- To wszystko? Mała dziwko, zarysowałaś mi pancerz. Spojrzałą na Anko z wyższością. Anko zdziwiło, że atak nie podziałał. Xernis już dawno powinna wić się z bółu, albo odejśc od zmysłów.
- Teraz moja kolej- wysyczała głosem pełnym jadu.

- Przez 6 lat szukałem ciebie i tej drugiej suki. Nie wybaczę wam cierpienia, którego od was zaznałem.
- Cierpienia?- powtórzyła Luna. Gniew wzbierał w niej z każdym kolejnym słowem.
- Ty i Twój naród zhańbiliście nas. Zamiast wiernie służyć naszym bogom oddaliście się heretycznej wierze. To przez was mój ród został wygnany z Islandii. To przez was zmuszeni zostaliśmy do koczowania na małej wyspie. Moi ludzie pokładali we mnie nadzieję. Byłem brutalnie torturowany, trenowany do utraty przyjemności , a i tak, ty, mała dziwka z heretyckiego rodu pokonałaś mnie. Ale przez te 6 lat stałem się silniejszy . potęga moich sojuszników i moc, którą otrzymałem są wspaniałę. Teraz nie daruję ci swej zniewagi. Gotuj się na śmierć. ,, Whisper thunder"! Wrzasnął uderzając z wyskoku. Jarzący się na pomarańczowo piorun leciał prosto do celu. Trafił.
Dziewczyna zatrzymała atak drugą dłonią. Drugi ze skórzanych ochraniaczy spadł na ziemię doszczętnie zniszczony. Długa smurzka krwi spłynęła po opuszczonej ręce dziewczyny.
- Ty nie wiesz, czym jest cierpienie. nagle dziewczyna znalazła się tuż przy jego prawym uchu.- ty nigdy nie zaznałeś cierpienia.- ,, Starlight...- szepnęła, a jej szept uniósł się po kilkakroć po palcu stadionu ,,... destruction!"Dokończyła. W jednym momencie białe światło zakryło wszystko wokół. Jasna kula poleciała w kierunku chłopaka.
- Skończyłaś? - okazało się, że chłopak trzyma ją za obie ręce unosząć je do góry, a jej atak nie zrobił na nim żadnego wrażenia.- Słabiutko.
- ,,Deadly dance"Xernis rzuciła się na Anko. Nagle nad białowłosą pojawiła się bariera złożona z dwóch, lśniących, fioletowych pierścieni. W kierunku dziewczyny ze wszystkich ścian wycelowane były tysiące krwawych, mieniących się ostrzy. Xernis ruszyła, a wraz z nią sotrza. wszystkie w jednym momencie błyskawicznie uderzyły w Anko. Ziemia zadrżała, bariera zniknęła, a w jej miejscu pojawił się tuman kurzu. gdy opadł widownia ujrzała , że po Anko nie ma nawet śladu a Xernis została sama na placu boju.

dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Jej reakcja zdziwiła Audariusa, który po chwili poczuł przeszywający ból w prawej stronie ciała. jegop prawy bok był cały we krwi, a ciało w większości poobdzierane ze skóry.
- Ty dziwko, coś mi zrobiła! Powiedział okręcając ciało dziewczyny i rzucając nią z całej siły w kierunku przeciwległej ściany. Dziewczyna niesiona prądem powietrza odepchnęła się od ściany nogami i wykonując efektownego fikołka i zeskoczyła na ziemię.

- To wszystko?"- Xernis wryło w ziemię, gdy usłyszała jej głos. Spojrzała w kierunku trybun. Anko z niewielkim zadraśnięciem na ramieniu stała na głowie jednej z rzeźb trzymających płonący znicz. Xernis początkowo zszokowana roześmiała się szyderczo.
- No, no no. jest ciekawie. jesteś szybka, ale jak na razie, to ja wyszłam z naszej walki bez szwanku.
- Jesteś tego pewna? zapytała ją Anko.
- Co?- Xernis spojrzała na nią ze złością w oczach. Anko uniosła prawą rękę z wycviągnięcym palcem wskazującym w kierunku dziewczyny.
- ,,Osądź"- natychmiast w 14 miejscach na ciele dziewczyny pojawiły się symbole koła u którego podstawy dwie linie tworzyły wzór skrzydeł. Xernis stanęła jak wryta z otwartymi ustami ciężko łapiąć oddech. Anko zeskoczyła lekko na ring . ,, Mówiłam. tak końcż ci, którzy mają nieorawe dusze. Nigdy nie wybaczę wam, że tak postąpiliście z naszymi ludźmi." Nagle zerwał się silny wiatr, a wzrok Anko przykuła złowroga aura.
- Ty szmato! Nie daruję ci... hehe. Będę patrzył jak błagasz o litośc zalana strugami własnej krwi. Ale... najpierw dam ci prezent, który trzymam dla ciebie od dawna. Chłopak wyciągnął zza metalowej obręczy pasa długą szpilę zakończoną Greckim symbolem przedstawiającym słońce i lirę.
- Ten symbol! Niemożliwe. Shion unióśł się na rękach nie mogą oderwać wzroku od przedmiotu. Muszę przerwać tę walkę natychmiast.
Luna już kiedyś widziała ten symbol. widniał na jednej z świątyń w jej mieście. Auradius zamknął szpilkę w dłoniach a jego cosmo nagle rozjarzyło się jasnym światłem. Aura wokół jego ciała była potęzna. silny wiatr uderzył w Lunę i siedzących na widowni wojowników. podmuch zatrzymał Shiona, który szykował się do zakończenia pojedynku. Luna ledwo trzymała się na nogach. wiatr był bardzo silny.
- Luna! Anko zmierzała ku niej.
- Nie podchodź! Ten problem muszę rozwiązać sama! Krzyknęła. Anko choć niechętnie zatrzymała się. Swoim srogim spojrzeniem chwilę patrzyłą na Lunę. luna uśmiechnęła się lekko. Wyraz twarzy Anko, zanim odsunęła się na bok mół mówić tylko jedno ,, Proszę. Nie przesadź tylko". Luna doskonale to zrozumiała. Obróciła się spowortem w kierunku udariusa, którego cosmo stawało się silniejsze z każą sekundą. Stawało się niebezpieczne nietylko dla niego, ale i dla wszystkich przebywających na stadionie.
Luna zamknęła oczy i uniosła dłonie. Z ciała dziewczyny wydobyła się srebrna, ciepła aura, która falami niczym bicie sreca rozchodziła się po stadionie. Delikatnie osłaniając zgromadzonych. ,, Trochę ci pomogę" Usłyszała w swej głowie. Anko znajdująca się za deikatną osłoną stworzoną przez Lunę roztoczyła własną barierę. jej cosmo emitowało ciepły , jasnozłoty blask.
Shion zatrzymał się na moment. Aura całej trójki, w szczególności tych dwóch dziewczyn zdziwiła go niesamowicie. Nie bał się urzyć stwierdzenia, że ich silne cosmo z pewnością byłoby w stanie dorównać cosmo Złotych Rycerzy. Postanowił nie reagować i czekać w pogotowiu na dalszy rozwój sytuacji.
- Heh? To niby ma wam pomóc? Nie jesteście w stanie mnie zatrzymać. pożegnaj się z życiem mała heretyczko. ,, Sacret Lovely Prison" Krzyknął rzucając w jej kierunku szpilkę, któa niezmiernie szybko mknęła w je kierunku.
- ,, Silent Prison!" Krzyknęła Luna. Wokoło dziewczyny rozeszła się cieńka , dźwięczna fala niosąca za sobą ciemność. Nagle wszystko zamilkło a w kierunku chłopaka wystrzelił potężny snop czarno-srebrnej energii. Szpilka rzpłynęła się w świetle ataku a jego energia uderzyła w chłopaka bez przeszkód przedzierając się przez barierę jego cosmo. Nagle wszystko umilkło. Blask oślepił zgromadzonych. Gdy światło znikło Audarius padł jak długi na ziemię. Pojedynek się zakończył. Anko opuściłą swą barierę i spowrotem zeszła na arenę.


Ostatnio zmieniony przez Lea_1109 dnia Śro 15:41, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Saint Seiya Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin